No i stało się
Dziś Uchaty dosłownie POSZEDŁ W LAS

Pierwszy raz w życiu po prostu poszedł w długą
Wybraliśmy się na spacer z Mirą i Dryfem
Wszystko było super do pierwszego zakrętu ... potem nikt już Uchatka nie widział i nie słyszał
Wołamy, gwiżdżemy a tu cisza ....
Kasia z Mirą poszły jedną ścieżką, Grzegorz z Dryfem drugą a ja krążyłam w miejscu gdzie straciliśmy Uchatka z oczu.
Wołam go i nic. Ryczeć mi się chciało. W głowie sto milionów różnych scenariuszy...
Kasia poszła do leśniczego, zostawiła mój nr telefonu a leśniczy wypatrywał Uchatka u siebie bo młody doskonale zna drogę do leśniczówki.
Coś mnie tknęło i zaczęłam iść po świeżych śladach w stronę parku ... Nagle jakaś pani woła " tu jest pies !"
Uchaty cały i zdrowy, mokry jak kura ( zdążył się wykąpać w bagienku ) w najlepsze bawił się z pieskiem owej pani i biegał po krzaczorach jak szalony.
Jak mnie zobaczył to i radość i chęć do dalszej wycieczki była jeszcze większa
Zaczęłam biec w drugą stronę i młody myśląc, że to zabawa pobiegł za mną.
Tak zwabiony został doczepiony do linki i na niej spędził resztę spaceru
Cała akcja trwała około 30 minut ale były to najdłuższe minuty w moim życiu
Uchaty doskonale zna teren, nie boję się o niego w lesie ... ale ... boję się ludzi, którzy mogą mu zrobić krzywdę, niestety
Za to potem ... piwko w leśniczówce smakowało, że ho ho
Powoli oddalający się Uchaty...
Jeszcze tylko jedno pyszne znalezisko...
... i poszedł w las ...
Jak kara to kara .... czyli spacer na lince
