A my przetrenowaliśmy sobie jazdę rowerem z dwoma psami dwójką dzieci. Każdy z ludziów miał własny rowerek. Ja jechałam prowadząc Redę, która całkiem się dostosowała do tempa oprócz tego, że czasem zachodziła mi drogę i mimo braku kondycji próbował prowadzić nasz pochód (co poskutkowało nieobecnością psa po spacerze w domu, po prostu babka odpłynęła w krainę snów). Rafał jechał prowadząc Leśnego, który taki spacerek zniósł całkiem dobrze. Gorzej z Rafałem, ponieważ Leś postanowił raz podnieść nóżkę i zaznaczyć teren kiedy Rafał jechał całkiem szybko. No i mój mąż bardzo gwałtownie się zatrzymał i doznał bliskiego spotkania z glebą.
Co nie znaczy, że w przyszłości nie ponowimy próby takich spacerków, ale raczej latem.
A za Ciebie wszołeczek trzymam kciuki. Mam wrażenie, że Twój wybór nie był pochopny, a i coraz lepiej dogadujesz się z Nerem. Widać na zdjęciach w kego oczach, że chłopak znalazł prawdziwy dom. Tak trzymać.