Na Litwie mieszkałyśmy w domku o obiecującej nazwie holenderski

niestety bez ciepłej wody. Miał być na 4 osoby. Nie wiem jak tam się zmieścić miała jeszcze jedna bo spałyśmy we 3. Dziewczyny w dwóch mikrych sypialenkach a ja w saloniku na mega wąskim siedzisku. Domek stał tuż nad jeziorem. Teren ogrodzony a ponieważ byłyśmy same to psy pod ścisłą kontrolą puszczałam. Ale tylko moje 2 ogary. Ani petitów ani jamnika dziewczyny nie puściły. Dereniówka generalnie bardzo się pilnuje. Można było siedzieć z otwartym domkiem a ona leżała na progu i nawet nie wychodziła. Dziki natomiast jest ogólnie bardzo grzeczny i przychodzi szybko na zawołanie. Nie ma też zwyczaju oddalać się za daleko. Miejscowość gdzie spałyśmy była oddalona o jakieś 30 km od Druskiennik. Co do kuchni to taka lekko przypominającą śląską. Wielkie pyzy zwane cepelinami a mięsem lub z masą serowo ziemniaczaną. Placki ziemniaczane. Pierogi. Kaszanka. No i przepyszny chłodnik z prawdziwą śmietanką. Były oczywiście też jakieś kotlety i frytki lub ryby.
Sama wystawa bardzo fajna. Ogromne trawiaste lotnisko. Kupa miejsca do zaparkowania i nawet rozbicia namiotu nawet na kilka dni. To co wkurzało bardzo to dziwny zwyczaj ustawiania namiocików wokół ringów. Niestety w taki sposób, że czasami nie dawało się dojść do ringu. Trzeba było ludziom dosłownie przez namioty przechodzić. No i małe ringi.
Miasteczko fajne. Deptak z fontanną. Jeziorko z łódkami do pływania. Dużo restauracji. Miła atmosfera uzdrowiska. Pełno domów wczasowych.
Bardzo mi się podobało. polecam.