Dawno nas nie było ... a troszkę się wydarzyło
Uchaty miał operację na początku stycznia. Wszystko jest super, skończyliśmy leczenie, ale od początku ...
Pod koniec października zauważyłam wydzielinę krwistą z zatoki około-odbytowej. No ten typ (Uchaty) tak ma, że nie saneczkuje, nic mu nie wycieka śmierdzącego ale jak coś się dzieje to od razu jest stan zapalny. Drugi raz w życiu go ta dolegliwość dopadła więc od razu do wet, antybiotyk, czyszczenie, płukanie itp .. standard.
Minęły dwa tygodnie - nic. Kolejny tydzień - nic. Kolejny - nic. Żadnej poprawy. Zrobiliśmy posiew - bakteria

Odporna na antybiotyk więc zmiana leku, plus dalej płukanie i antybiotyk wstrzykiwany bezpośrednio do zatoki. Mój dzielny pies znosił to wszystko ze stoickim spokojem choć widać było, że ma już dość. Sama jak widziałam tę igłę to słabo mi się robiło
Tak męczyliśmy się i my i pies dwa i pół miesiąca. Wykorzystaliśmy wszystkie możliwości ( oprócz operacji ), żeby sobie z tą zatoką poradzić. Niestety okazało się, że jest mocno przerośnięta z tym stanem zapalnym i trzeba ją usunąć. Od razu obydwie za jednym cięciem.
Do tego wszystkiego między odbytem a ogonem pojawił się jakiś rok temu gruczoł. Urósł sobie do wielkości ziarna grochu. Jednak po sprawdzeniu okazało się, że jest ciut większy a wokół odbytu pojawiają się mniejsze. To
Gruczolaki zwane też gruczolakorakami. Strasznie brzmi ale im wcześniej się je wykryje i wytnie tym lepiej dla psa. Pojawiają się u psów starszych po 6,7 roku życia, niekastrowanych, na tle hormonalnym ( to nie jest genetyczne ) i mogą być złośliwe, wrastać się itd, a to już nie są żarty

Zazwyczaj wycina się je od razu kastrując psa.
Tak więc operacja Uchatka trwała ponad 2,5 godziny. Za jedną narkozą miał usuwane zatoki około-odbytowe, gruczolaka oraz kastracja.
Gruczolak został wysłany do badania histopatologicznego - wyniki super. Nie złośliwy, rokowania bardzo dobre, korzystne. Na dzień dzisiejszy pozostałe małe wchłonęły się całkowicie. Rana po usunięciu zagojona - nic nie widać.
Kastracja zrobiona perfekcyjnie - coś tam jeszcze zostało i bimba mu między nogami więc na urodzie nie stracił
Wszystko zakończyło się super. Uchaty dwa dni po operacji chodził już na spacery po lesie. Ogólnie wyniki ma doskonałe, kondycje ma świetną, czuje się super więc nie mamy czym się martwić.
Żeby nie było tak różowo to czas po operacji był dla mnie koszmarem. Nie spałam przez dwa tygodnie. Pilnowałam psa 24 godz na dobę. Uchaty nienawidził kołnierza więc w domu miał rzadko zakładany, ale to nic. Miał na dupę zakładane majtki z podkładami i to dopiero był dla niego koszmar. Każda zmiana pozycji czy miejsca powodowała, że biegał po całym domu jak wściekły jakby go parzyło coś w tyłek. Rany się goiły i swędziały, sierść odrastała i wszystko swędziało. Najgorsze było mycie i płukanie ran po każdym spacerze. Smarowanie żelami, okładanie ... Ja miałam dość. Pies nie chciał jeść na stojąco w tych galotach wiec karmiłam go w legowisku bo każde ściągnięcie ich z tyłka powodowało, ze saneczkował po dywanie.
Jednym słowem - cyrk ! Raz nie zdążyliśmy go złapać i rozerwał sobie ranę po zatoce

Niestety nie nadawała się już do ponownego szycia ( i tym samym usypiania psa ) więc przez ziarninowanie goimy tą ranę

Myślę, że jeszcze dwa dni i nie będzie po niej śladu
Wet zadowolony i nie mógł się nadziwić, że tak szybko wszystko się zagoiło
Najgorsze już za nami. Nikomu nie życzę takich przygód ale obserwujcie swoje psy i zwracajcie uwagę na choćby najmniejsze krosty czy niepokojące inne objawy. Uchaty czuje się rewelacyjnie. Zniósł wszystko dzielnie a my być może przedłużyliśmy mu życie o parę lat bo nie wiadomo jakby skończyła się historia z niewyleczonym gruczolakiem i przerośniętą krwawiącą zatoką.