Milo sie czyta wasze opowiesci. Kazdego z nas rozpiera duma widzac naszych pracujacych i zadowolonych podopiecznych. Gratuluje
No to i ja sie dorzuce do lesnych opowiadan. Od kilku juz lat jezdze z moimi dziewczynami na polowania. W tym sezonie po raz kolejny mialam przyjemnosc doswiadzczyc, ile satysfakcji daje wspolpraca z psami. No i ile satysfakcji maja psy z pracy, do ktorej zostaly stworzone. Tutaj jest tak, ze mysliwi najpierw zajmuja stanowiska na ambonach a przewodnicy z psami dostaja mapke do reki, zeby wiedziec po jakiej czesci lasu maja sie poruszac, i wchodza nieco pozniej w las. Kazdy przewodnik ma "swoje wlasne" hektary.
Zaczynamy prace. Psy puszczone. Poszly. Mam ze soba mlodego Derenia, zeby sie chlopak oswoil z polowaniem. Nagle Kraska i Bystra wyczaily dziki w gestwinie.Kraska wparowala od zachodu i zaczela ostro glosic. Dziki stoja. Bysia wparowala od Polnocy i zaczela glosic basem – czyli mowi mi, ze duuze dziki. Glosy Kraski i Bystrej nie ruszaja sie z miejsca wiec ide w ich strone. Dziewczyny glosza, probuja ruszyc dziki, napieraja coraz mocniej. No i slysze tetent jakby konie galopowaly. Dzikow jest definitywnie wiecej i rzeczywiscie slychac, ze sa duze. Dziki poszly, ale nie w dluga tylko.... na Bysie!

Wydawaloby sie, ze bylo zderzenie. Az zamarlam.... Bysia wypadla z tego gaszczu, przebiegajac za Kraska i stanela jakies 20 metrow ode mnie na poludniu. Maly Deren byl na smyczy. Kraska caly czas glosi, trzyma dziki w szachu ale wie, ze sama nie da rady. W glosie slychac desperacje, ze nie moze ich ruszyc, ale slychac tez chec walki. Mowi nam, ze czeka na nasze wsparcie. Dziki niewzruszone. Krotka wymiana wzroku z Bystra. Ja spuszczam Derenia ze smyczy, bo robi sie goraca i ustawiam sie od Pd-wschodu. Patrze na Bysie, ona na mnie, zwarta i gotowa. Mowie „ruszamy” i obie wchodzimy w gestwine. Deren zaraz za mna jak moj cien. Kraska ujada w sopranie bo juz nie moze wytrzymac. Bysia w glebokim basie. Idziemy dalej. Dziki czuje i slysze, ale w tej gestwinie nic nie widac. Powietrze nasaczone dziczym zapachem drazni nozdza. Suki napieraja. Nagle slysze tetent, az ziemia zadrzala. Poszly! Poszly na polnoc. Dziewczyny daja gazu. Graja, ze az serce rosnie. Za niecaly kilometr slysze strzaly.
Deren probowal dotrzymywac dziewczynom kroku, ale jednak nozki jeszcze za krotkie.
Po jakiejs godzinie, Deren nagle zakrecony. Wparowal w mlodnik bukowy. Widze, ze szuka natretnie i uparcie. Skupiony, biega z nosem przy ziemi. Caly w swoim elemencie. Widze, ze po lewej wybiegla sarna. A Deren caly czas po tropie, nagle wypadl z mlodnika i..... i zagral, glosem mlodzienczym ale wytrwalym.
I znowu bylam dumna!
A po polowaniu przychodzili mysliwi i chwalili, bo widzieli jak dziewczyny pracowaly – na chwale ogara!
Darzbor.