Myślę, że radykalizm w żadnej postaci dobry nie jest. Nie podoba mi się podejście siłowe, ale ustalanie granic i jasne zasady funkcjonowania już uważam za niezbędne. Fanką Millana też nie jestem, ale zauważam, że on dużo jednak ludziom uświadamia. Może ideologię do tego ma specyficzną, ale przecież pierwsze, o czym mówi, to zawsze poszanowanie psa i jego potrzeb (wraca uwagę na potrzebę spacerów i zabaw, na spokojne miejsce do wypoczynku, na zdrowie fizyczne oraz potrzebę zaufania opiekunowi). Cała ta otoczka z liderem stada, jakby jej nie rozumieć dosłownie, pokazuje, że mamy się starać, by psy miały do nas zaufanie, żebyśmy ich nie rozdrażniali naszymi emocjami - czy to robi się mniej prawdziwe tylko dlatego, że zamieszczone zostało w teorii dominacji?
Z drugiej strony Gałuszka, autor naprawdę świetnych książek i co? Jego szkoły już od jakiegoś czasu nie stosują czystych metod pozytywnych (stosują dławik - tylko inaczej go nazywają, stosują plastykowe kolczatki, a nawet elektryczne obroże). Moim zdaniem, tu jest lekki rozdźwięk i obłuda - bo może i te metody skutkują, ale nie wciskajmy oficjalnie, że szkolimy pozytywnie. Poza tym, moim zdaniem ich szkoleniowcy nie mają dostatecznych kwalifikacji, by te narzędzia bezpiecznie stosować - po swoich kursach znają tylko metodę polegająca na dawaniu za pożądane zachowania smaczki, a chce im się korygować psy dławikiem bez diagnozy problemu (to akurat ma miejsce w przypadku psa mojej koleżanki).
Jaką więc wyznaję metodę szkoleniową? Szanuję psa, jego potrzeby i emocje, wymagam tylko tego, czego nauczyłam (czytania w myślach niet

). Staram się psa poznać, sprawić, żeby zawsze mi ufał (co sprawia, że przychodzi mi do łóżka i mnie budzi, jak chce wymiotować

). Nie chciałam super karnego, zapatrzonego we mnie owczarka czy labka, nauczyłam mojego psa szacunku do moich potrzeb, do przynoszonych przeze mnie do domu zwierząt (króliki, koty, szczurki) i mój pies potrafi mi pomagać się o nie troszczyć, socjalizować je i nakłaniać do ruchu, gdy tego potrzebują, albo dyscyplinować, gdy się kłócą.
Uczyła się tak, jak się uczy dziecko - spoglądając na mnie, oczekując pochwał i próbując na nie zasłużyć.
I tylko tarzanie się w odchodach jest zabawą nie do wykorzenienia, gdy zwiększa się między nami odległość

Ale sama wskoczy do wanny i grzecznie się wytrzepie na komendę, więc dajemy radę
