A my z Majorkiem dzisiaj rano podczas spaceru przeżyliśmy chwilę grozy
Major buszował w krzakach, aż tu nagle słyszę jego przeraźliwy płacz i nagle cisza...
Zaczęłam go wołać, ale nie słyszałam, żeby biegł, od razu ruszyłam mniej więcej w jego stronę. Po jakiejś chwili go zobaczyłam, zawołałam, ale nie ruszał się, stał sztywno. Dopiero jak podeszłam bliżej, zobaczyłam, że wpadł w sidła, wokół szyi metalowy drut...
Stał spokojnie, czekał aż go wyswobodzę.
Takie to ustrojstwo:
Zajęło mi trochę czasu zanim uwolniłam i drzewko od tego niechcianego współudziału w niejednej pewnie zbrodni. Może sidła były stare i ktoś o nich zapomniał? Bo żeby w dzisiejszych czasach coś takiego...