O tak, jesień w górach jest piękna, być może i najpiękniejsza, ale tu u nas, w Międzyborzu, też jest teraz urokliwie.
Kilka dni temu wybrałam się z Aresem na spacer w kierunku Niwek Kraszowskich – to taka wieś trochę na uboczu na trasie Międzybórz – Syców. Znamy bardzo dobrze tę trasę, już zdążyła się nam opatrzyć i coraz rzadziej wybieraliśmy ten kierunek. Ponieważ przerwa była już dość spora to zdecydowałam, że jednak tam pójdziemy. No i nie było monotonnie, bo drzewa bardzo wypiękniały, wystarczyło dodać kilka kolorów i już wszystko wyglądało inaczej.
Na tej drodze to często spotykaliśmy lisy, czasami też trafiały się sarny. Nie dziwnego, że Aresa to rzucało na boki a nawet chciał wchodzić do grodzeń.
Czasami to droga po której szliśmy przypominała dywan w kolorowe ciapki.
Wcześniej trochę mżyło, było dużo wilgoci w powietrzu i na ziemi i nos Aresa prawie przez cały spacer miał zajęcie
Jak purpurowa jest tu jesień
Jak kolorowo w tym grodzeniu
Dochodzimy do niewielkiego lasku, za tymi niewysokimi drzewami kiedyś ułożyłam Bonie ścieżkę tropową. Pamiętam, że nie za bardzo dobrze jej tam poszło, teren okazał się być trudniejszym niż to wyglądało z brzegu. Do tego jeszcze natrafiłyśmy na jakieś odchody zwierzęce, kolczaste jeżyny i miejscami zrytą ziemię no i wypłoszyliśmy dwie sarny.
Ares też jak przechodził w pobliżu tego miejsca to prężył się i napinał.

No i koniecznie chciał spenetrować ten teren
Wchodzimy do niewielkiego lasku.
Lasek wyglada tak jakby tam w dali zaczął „płonąć”.
A to ulubiony dół Bony. Tu zawsze odbywały się biegi wokół niego, skoki w dół i wyskoki siłą rozpędu, nie wspominając już o wielkich ilościach przekopanego piasku.
Ares sam nie chciał biegać ale jakby była tu Bona to napewno skusiłby się na zabawę, choć nie w takim wydaniu jak potrafi Bona.
W drodze powrotnej Ares w nawłociach znalazł coś takiego
A dzień był pochmurny, lekko mglisty, słońca nie można było uświadczyć – a mimo tego ciągle wyjmowałam telefon i nie mogłam się powstrzymać od robienia zdjęć - naprawdę było pięknie.
Byłam też tu nastepnego dnia z Boną, było bardziej słonecznie.
