Dziś ostatni lipiec....proszę postanówcie co dalej bo Brutus nie może u mnie siedzieć tak w nieskończoność. To nie jest ani do jego dobra ani do mojego.
Pies toleruje tylko mnie, wszelkie próby zbliżenia się do niego przez obce osoby zostały zaniechane...pies po prostu rzuca się do klatki kojcowej z wszystkimi zębami na wierzchu i groźnym charkotem...to samo robi na smyczy, na lince itp...
Nie udało mi się wyrobić w nim jakiejkolwiek chęci do towarzyszenia człowiekowi, merda ogonem i cieszy się na mój widok, ale to jest kojarzone z karmieniem.
Nie chce się głaskać, przytulać ani do tego nie dąży, ogólnie nie dąży do żadnego kontaktu.
Ja się poddaję...
Ostatnio był jak wyżej napisał Radek....ze zgrozą w oczach obserwował jak pies się rzuca na widok obcej przyjaźnie nastawionej osoby.
Nikt mu u mnie nie zrobił krzywdy, może z raz podniosłam głos, jak już tak się zaszczekiwał, że każdy miał dość. Pies nie siedzi odosobniony, ma widok na inne zwierzęta, ludzi, psy w hotelu się zmieniają...nie jest samotny, w tej chwili jest "zadomowiony" ...ale to nie o to chodzi. Nie daj Boże jak by się uwolnił.....ja sobie tego nie wyobrażam.
W kojcu siedzi spokojnie, jeśli nikt nie podchodzi to on śpi albo obserwuje, sporo szczeka, jak tylko się coś pojawi w polu widzenia. Nie niszczy, nie próbuje się wydostać...
Ogólnie dzień za dniem przebiega u niego identycznie.....ale problemy pojawiają się jak tylko chciałabym od niego cokolwiek wymagać...zęby na wierzchu.
Raz dzwoniła jakaś starsza pani...chciała pieska do pilnowania...ale myślała że on mieszka w Krakowie ( ogłoszenia nie wskazują jego miejsca pobytu) Nie odważyłam się ją zachęcać ....niestety
