Mini fotoreportaż z wycieczki do Torunia w kilku odsłonach
Było fajnie, ogar mało uciążliwy, w mieście momentami było mu za głośno i za gęsto, więc nie nadwyrężaliśmy psiej cierpliwości.
Mieszkaliśmy przy lesie, więc spacery co prawda na smyczy, ale ciekawe i długie, Major czasem człapał już po schodach na trzecie piętro
Na początku każdy napotkany pies go maksymalnie interesował, potem już ładnie się na nas koncentrował. Pięknie wchodził i schodził ze schodów - a musicie wierzyć, że to nie jest czynność, którą często wykonuje

Nie wybiega też pierwszy z mieszkania czy klatki tylko czekał, aż ja wyjdę pierwsza, co praktykujemy w domu, ale na nowym terenie - wiadomo, różnie może być.
Mieliśmy też dużo okazji do ćwiczenia spokojnego wysiadania z auta - na początku miał "incydent"

, ale potem było dobrze, choć nie zawsze bez jojczenia, jaki to jestem biedny, bo muszę usiąść i poczekać na komendę
Szczekał na wędkarzy wracających przez las znad Wisły - mega wkurzające... Dużo ćwiczenia koncentracji jeszcze przed nami... Raz oszczekał pana wchodzącego akurat do bloku - my wychodziliśmy.
Korzystałam z okazji i robiłam mu nasze standardowe ćwiczenia w większych rozproszeniach (ludzie z psami, korty tenisowe, auta, tramwaj), no i było super, ale to akurat on ma do siebie, że jak wchodzi w fazę "Ćwiczenia", to nic go nie interesuje... Gorzej, jak na luzie musi coś zrobić, np. głupi siad... A obok pan z wędką idzie...
Jazda tramwajem - rok temu też jechał, było ok, teraz masakra... Dwa razy jechaliśmy. Wsiada bez problemu, ale pierwsze dwie - trzy stacje to koszmar, trzęsie się, wciska między nogi, za siedzenie...

Potem już lepiej, ale szczęśliwy nie był... Dobrze, że na co dzień nie musi.
Pięknie zostawał sam w mieszkaniu, kiedy szliśmy gdzieś sami. Spał w klateczce, długo dawał nam pospać. Nie gramolił się rano na nasze "legowisko" (materace na podłodze

) tylko czekał, aż go zawołamy
