4h/-10
Ze względu na dość spory mróz umówiliśmy się na spacer z Tośką i Bodkiem w godzinach południowych. Rano tylko był krótki spacerek ale Aresowi coś nie pasowało. Zaraz po przyjściu do domu usadowił się przy drzwiach co u niego oznacza, że chce wyjść. No niestety musiał trochę poczekać.
Pańcia, mróz nie taki straszny, a mnie się chce trochę powdychać tych zmrożonych zapachów.
Ale rześkie to powietrze, mam nos pełen roboty.
Tośka w kolorze wyschniętych traw i Bodek w kolorze przybrudzonego śniegu.
Poczekajcie na mnie, tam nad wodą miałem sporo do zwiedzania
Mróz wprawdzie spory, ale nam się od tego marszu zrobiło wręcz gorąco, a Pańcia Bodka i Tośki to nawet zdjęła kaptur i rękawiczki. Być może, że trochę energii dodało nam pięknie świecące słoneczko.
Coś tu brzydko pachnie, czy koniecznie musicie iść w tym kierunku?
Jak weszliśmy na wał to zobaczyliśmy kawałek wrocławskiego zoo.
Za tym ogrodzeniem były zwierzaki przypominające muflony (przynajmniej z tego co miały na głowie). I co ciekawe, zobaczyłyśmy przechadzające się między nimi jakieś małe małpki. Niestety małpek nie widać na zdjęciu, bo przykucnęły gdzieś przy ogrodzeniu.
A za tym ogrodzeniem zobaczyliśmy misie .Cały czas chodziły.
Zawitaliśmy też do szkółki w której szkolono psy. Bodek niedawno ukończył kurs, a Ares uczęszczał tam jakieś 3 lata temu. Na placu szkolenia zastaliśmy tylko dwa psy, może to przez ten siarczysty mróz.
Tośka już nie interesowała Aresa, teraz wpadła mu w oko młoda rhodesianka.
Nie zaprzestał zalotów mimo rywalizującego z nim Bodzia.
Nasze przyjście trochę „rozregulowało” zajęcia. Po odprężającej przerwie trzeba było znów do nich wrócić, więc musiałam Aresa przypiąć do smyczy.
Bodzio, mimo że to pies południowy – nic nie robił sobie z panującego mrozu. Położył się w najlepsze i nie przeszkadzał w ćwiczeniach.
Rhodesianka ćwiczy komendę „miejsce”, coś nie za dobrze jej to wyszło.
No tu jej poszło znacznie lepiej
A po przeciwnej stronie „układa się „ drugi piesek
No w końcu zajęcia się skończyły i było jeszcze trochę czasu na zabawę. Ares i rhodesianka znów poszaleli.
Zmarzłyśmy trochę na tym placu ćwiczeń, pewnie dlatego, że mało się ruszałyśmy. Poza tym słonko się schowało i wzmógł się wiaterek. Pańcia Bodka i Tośki nawet założyła rękawiczki. Jednak postanowiłyśmy wracać tą samą drogą do domu i nie skorzystałyśmy z środków miejskiej komunikacji. Szłyśmy dość szybko, byłyśmy odpowiednio ubrane, więc jakoś wytrzymałyśmy to zimno. I tak po ponad 4 godzinach dotarliśmy do domu.