Tak się miło złożyło, ze zostaliśmy zaproszeni przez KŁ Jedność na dewizowe polowanie zbiorowe. Naszym zadaniem było poszukiwanie postrzelonej zwierzyny.
Po porannej zbiórce, zlani rzęsistym deszczem, w licznym gronie belgijskich myśliwych ruszyliśmy w teren.
Ten pierwszy dzień polowania upłynął głównie na ostrej jeździe po lesie za rozstawianymi myśliwymi i czekanie, czekanie, czekanie

I doczekaliśmy... ostatniego pędzenia i zmroku

Nie było okazji. Być może myśliwi, mimo iż uprzedzeni, że jest ekipa do szukania nie bardzo kwapili się do zgłaszania postrzelonej zwierzyny. Tego dnia na pokocie były 2 byki, 3 łanie, 3 kozy, łania daniela i lis. Trzeba przyznać, że oprawa pokotu wzbudziła mój szacunek dla pielęgnowania tradycji łowieckich. Każde zwierzę dostało ostatni kęs i pieczęć. Dla każdego gatunku był odegrany właściwy mu sygnał.
Dzień drugi. Pogoda znacznie łaskawsza

I tak się złożyło, że myśliwi wraz z podprowadzającymi zaczęli zgłaszać postrzałki. Tym samym nadszedł czas mojego debiutu

Na zestrzale farba mięśniowa, odłamki kości i fragmenty szpiku. Myśliwy zgłasza postrzelenie cielaka łani. Farba obfita, dobrze widoczna. Jedyny mankament to teren. Obfite samosiewy bukowe, w których ciężko się poruszać mając przed sobą psa nakręconego jak sprężyna i próbując jednocześnie kontrolować czy idzie dobrym tropem. Przeszliśmy tak ok 400 m i zostaliśmy odwołani bo akurat w tym miejscu zaczynał się następny miot. Oznaczyliśmy ostatnie miejsce z farbą i pojechaliśmy szukać następnego postrzałka.
W tym przypadku nie było farby na domniemanym zestrzale. Po ok 100 m przeczesywania terenu Dunaj odnalazł parę kropli farby. I znowu zaczęła się jazda po samosiewach, krzakach, młodnikach i bagnie. Trop był bardzo kluczący, farba skąpo się pojawiała ale pies szedł pewnie. Po kilkuset metrach musieliśmy ponownie przerwać poszukiwania bo widać było, że jeleń szedł cały czas, nigdzie się nie położył i można było tak za nim wędrować kilometrami (prawdopodobnie powierzchowny postrzał, obcierka)
W międzyczasie zakończyło się pędzenie w miejscu gdzie szukaliśmy pierwszego postrzałka. Dunaj podjął trop w oznaczonym wcześniej miejscu i po ok 100 metrach znaleźliśmy leżącą w rowie łanię (chociaż myśliwy sądził, że strzela do cielaka). Strzał łaski zakończył jej cierpienie. Myśliwi towarzyszący nam w tym szukaniu byli pod dużym wrażeniem, zwłaszcza gdy usłyszeli głoszenie Dunaja

Przyznam się, że utrzymanie go w takiej sytuacji wymaga naprawdę dużej siły.
Tego dnia zgłoszono nam jeszcze 3 postrzelone łanie. Niestety szybko zapadał zmrok i ostatnie tropienie podjęliśmy już przy latarkach. I znowu powtórzyła się sytuacja jak z drugiego szukania. Zwierzę przemieszczało się cały czas, bardzo słaba, ciemna, bez specyficznych zapachów i zanikająca farba, brak łoża. Mimo iż pies cały czas prowadził pewnie musieliśmy i tym razem się poddać. Chociażby ze wzgl bezpieczeństwa przy dostrzeliwaniu zwierzęcia w ciemnościach.
Tego dnia pokot stanowiło 25 sztuk zwierzyny. Byk, łanie, cielaki, kozy, dziki.
Jednak na tym nie koniec

Ponieważ nie dawały nam spokoju nie szukane dzień wcześniej łanie (za późno zgłoszone) Jaś z kolegą z KŁ Jedność postanowili pojechać na miejsce polowania i podjąć poszukiwania. I tutaj pies pokazał swoją klasę - mówię to z pełnym przekonaniem. W trudnym terenie (samosiewy, rowy, bagna), na tropie przebuchtowanym w nocy przez dziki i rozdeptanym przez nagankę i myśliwych, którzy próbowali dzień wcześniej szukać na własną rękę, przedeptanym nowymi śladami zwierzyny, dosłownie przykleił się do tropu i nie zbaczając z niego prowadził ponad 3 km. Kolega mierzył drogę GPSem idąc skrótami (na wydruku brak wszystkich zapętleń, tropów powrotnych i ósemek) Niestety i tutaj poszukiwanie zakończyło się fiaskiem

Zwierzę nie do dojścia z psem na otoku. Chłopaki wrócili z powrotem i po krótkim odpoczynku spróbowali odszukać ostatnią łanię. Tutaj poszukiwania zakończyły się po niecałych 800 m. Trop był już bardzo "zniszczony" i dało się we znaki zmęczenie po wcześniejszym maratonie.
Mimo podniesienia "tylko" jednej sztuki uważam, że pies wykonał naprawdę rewelacyjną pracę. Był tak chętny do pracy, wytrwały i uważny, że wzbudził duże zainteresowanie wśród myśliwych, którzy na początku dosyć sceptycznie podchodzili do wykorzystania psa w tym celu. Na tyle duże, że zostaliśmy zaproszeni na następne polowanie dewizowe do tego Koła

I na koniec moje debiutanckie przemyślenia. Po pierwsze, szukanie postrzałka a sztuczna ścieżka tropowa to jakby 2 różne dyscypliny

mnogość czynników, emocje, wysiłek są absolutnie nie porównywalne. Widzę, że dopiero początek drogi przede mną, duuużo jeszcze muszę się nauczyć. Po drugie - okazuje się, że w niektórych sytuacjach konieczna jest obroża z GPSem. Być może, któraś z tych nie znalezionych sztuk byłaby do dojścia gdyby pies był zwolniony z otoku i można byłoby go zlokalizować. Po trzecie, ogólne spostrzeżenie a propos używania psa w łowisku (może mało odkrywcze

) trzeba je pokazywać jak pracują, jak bardzo zwiększa się efektywność polowania. To najbardziej przemawia do myśliwych

A zdjęcia wrzucę na bloga
