No wreszcie ktoś dołączył do naszych spacerków. Pańcia Gabi, po wędrówkach po lasach i polach w okolicach Jastrzębia, w końcu zaczęła bardziej ufać swojej suni. Gabi nie zawiodła zaufania, trzymała się blisko stada. Pozwalała sobie wprawdzie na buszowania po zaroślach i chaszczach ale szybko wracała. Obawiałyśmy się tylko pewnych niesnasek jakie mogą wyniknąć między suczkami - Czatą i Gabi, no i rzeczywiście takie były, ale tylko na początku. Potem już wszystko było OK.
A to nasza wielgachna łąka. Niskie kępki koniczyny podrosły i połączyły się z sobą i przejść już nie było tak łatwo.
Czata (a może Ares) w wysokiej koniczynie.
A to na pewno Ares, z jakąś natrętną muchą na nosie.
Tu jeszcze niedawno, na tej łące, była wielka kałużą. Rozpoczęło się jej poszukiwanie, bo pić się chciało.
Upał sprawił, że wody znacznie ubyło, nasza wielka kałuża trochę wyparowała i podzieliła się na kilka mniejszych .
Znaleźliśmy też nasze pole kukurydzy, ale nie było już tak podmokłe jak podczas ostatniego spaceru. Rechot żab też jakby zamilkł.
Można było przejść bez problemu.
Wtem Jagoda woła – „patrzcie, patrzcie, jakie wielkie ptaszysko!” Rzeczywiście - w górze zobaczyłyśmy wielkiego ptaka z szeroko rozpostartymi skrzydłami - ale tylko przez moment, bo zaraz usiadło wysoko na jednym z drzew. Chwilę trwało zanim wszystkie trzy w końcu go zlokalizowałyśmy na jakiejś gałęzi. Nie był czarny – tylko jakiś taki brązowy, no i ta jego głowa – prawie biała, wyraźnie odcinająca się swoim kolorem od reszty ciała. Czyżby to był bielik???
Mój aparat nie jest z górnej półki i niestety na zdjęciu ptaka nie widać. Może zdjęcie zrobione przez Jagodę coś pokaże, bo dysponowała lepszym aparatem.
Postanowiłyśmy trochę skrócić dystans i ruszyłyśmy w stronę lasu. Jagoda nawet próbowała zmniejszyć dzielącą nas od niego wysokość.
W końcu spłoszyłyśmy ptaszysko, a właściwie to nawet dwa. W górę wzbiły się dwa osobniki i zniknęły gdzieś między drzewami.
Ale Czata, Gabi i Ares nie podzielali naszego zainteresowania. W końcu musiałyśmy zacząć rozglądać się za naszymi psiakami bo gdzieś przepadły w tym polu kukurydzy.
Najpierw pokazała się Gabi, potem Ares
Czata została najdłużej, coś delikatnie ogłosiła, no i w końcu też wyszła z tych zarośli.
CDN