Wróciliśmy ze spacerku. W samochodzie Fuksio puścił pawia i zaślinił mi całe dziecko

ale daliśmy radę.Ja oczywiście ubrałam się jak ostatni debil - zamiast założyć buty trekingowe, wystąpiłam w wyjściowych kozaczkach.

Na Muchowcu było trochę psów, ale nie było tłoku. Mój kochany psiaczek okazał się być dosyć odważnym - po krótkiej chwili ostrożnego obwąchiwania bawił się w najlepsze z kolegami. Poznałyśmy przemiłą Sarę i Czuprynkę, oraz oczywiście ich pańcię - Małgosię, też przemiłą

. Dziewczyny nam troszkę zwiały, ale Fuks na szczęście się mnie pilnował. Spacerek był cudowny, ale ta ucieczka ogarzyc przekonała mnie ostatecznie o konieczności zakupu GPS i to bez względu na cenę.

Biedna Małgosia była bardzo dzielna, pewnie jest przyzwyczajona, ale ja...

Jak bym nie była farbowana, to już bym była siwa...
Jak się troszkę pogoda poprawi, to wybierzemy się znów.
