U nas zima bardzo delikatna, zero stopni albo niewielki mrozik, a opady to tylko takie prószenie.
I w taki oto dzień spotkaliśmy w parku Bodka i Tośkę, no i postanowiłyśmy sprawdzić czy jużak wobec Aresa będzie bardziej wyrozumiały. Wygląda wprawdzie na spokojnego miśka ale wiedziałyśmy, że trzeba oczy mieć dookoła głowy. Wobec ludzi jest w porządku, tylko nie zawsze wobec psów. Gabi nie musiała się niczego obawiać, ale Ares - niekoniecznie. Ponieważ w parku zbyt dużo ludzi i psów więc wyruszyłyśmy w pola. Nie miałyśmy wielkich wymagań, tylko aby się tolerowały i szły spokojnie obok siebie. Pańcia jużaka w końcu zdecydowała się puścić go luzem (trochę za naszą namową), no i co będzie to będzie. No może niezupełnie, bo jednak śledziła jak się zachowuje i starała się przewidywać jego zamiary (ja zresztą też). Był nawet posłuszny i reagował na polecenia.
No i było całkiem nieźle. Bodek wprawdzie dwa razy doskoczył do Aresa, ale nie wiem czy miał niecne zamiary, bo jednak odstąpił i obyło się bez draki. Ares wtedy od razu zwiększał dystans i trochę wlókł się z tyłu.
Myślę, że taki spacer można by powtórzyć w niezmienionym składzie. Nie wiem tylko jak by się zachował Bodek, gdyby do stada dołączył np. jakiś żywy, zaczepny terierek.
A to nasze stadko (tylko Pańci Bodka i Tośki tu brak, no bo robiła nam zdjęcia ).
Przez pewien czas szedł na smyczy.
Tu idzie z opuszczoną smyczą ale trzeba było mu ją odpiąć, bo nie potrafił tak chodzić (przeszkadzała mu i ciągle się zatrzymywał).
Dla ludzi był milusiński. My też okazywałyśmy mu sympatię.
Wszyscy razem, w spokoju i zgodzie, przechodzimy przez tory.
Ares i Bodek już bardzo blisko siebie i nie ma żadnej draki.
A tu Tośka i Gabi trochę się poróżniły. Wparował między nie rozjemca Ares, no i wtedy dał znać o sobie Bodek, ale dał się przywołać do porządku.
Ares trochę zwiększył dystans wobec Bodka i trochę odstał.
A tu się żegnamy – do następnego razu
