Ja wprawdzie jeszcze nie czytałam (ale może dzisiaj zahaczę o empik

) natomiast po waszych wypowiedziach ośmieliłam się zabrać głos.
Iza i Sławek pisze:Po wczytaniu się, jestem przekonany, że osoba która nigdy się nie spotkała z żywym ogarem, może się zniechęcić.
A to może nie zasługuje nie tylko na ogara...ale i w ogóle na psa?
Każdy z nas patrzy na rasę przede wszystkim z perspektywy psa/psów, które posiada i z którymi żyje na co dzień. To co mamy w domu to zapewne wypadkowa cech wrodzonych i wychowania. O ile w przypadku wychowania możemy powiedzieć, że mając dwa psy wychowaliśmy je w tym samym duchu (a nawet kolejny pies jest zazwyczaj bardziej świadomie wychowywany niż poprzedni - przynajmniej w moim przypadku tak było) to z genami jest inaczej. Nie liczmy za bardzo na to, że potencjalny nabywca będzie śledził pochodzenie szczeniaka i ile ma sobie linii użytkowych czy KW...On po prostu będzie chciał kupić ogara. A te bywają różne. Ja miałam / mam dwa zupełnie różne, przy czym już przy pierwszym nie byłam totalnym psim laikiem, a drugiego wychowywałam i szkoliłam bardzo świadomie. I to ten drugi okazał się trudniejszy
hania pisze:Ja tam wychodzę z założenia, że lepiej zniechęcić potencjalnego nabywcę na początku niż potem obserwować jak psy zmieniają domy.
To jest moje motto

Nawet w przypadku burków. Najpierw zawalić wadami - jak to przetrwa i nadal chętny to możemy porozmawiać
Iza i Sławek pisze:Tak samo ucieczki w plenerze - nigdy nie drżałem o swojego psa ! Zawsze mam je pod kontrolą.
Sławku, bo ty masz "ścieżkowe" ogary

I Bard też był bardziej z tych "ścieżkowych" niż "terenowych"

I jak ktoś będzie wybierał tę rasę obserwując na spacerze twoje suki to może się potem mocno zdziwić jak trafi na taką Łozę czy nawet Fiorda (żeby nie było, że to przypadłość KW

). I chociaż pewnie mogłabym lepiej uwarunkować gwizdek to nie dam sobie wmówić, że to totalny brak wychowania, bo ja z Łozą od małego pracowałam nad przywołaniem wiedząc jak to jest ważne u ogarów.